Slumdog: Nieporozumienie roku

Data:
Ocena recenzenta: 4/10

Zaczyna się dramatycznie i widowiskowo. Sceny prosto z ulicy, prawie jak w "Mieście Boga". Doskonałe -- malownicze i jednocześnie przygnębiające -- zdjęcia przedmieść Bombaju. Świetny, dynamiczny montaż dzięki któremu czujemy się prawie jak uczestnik akcji. Od początku mamy wrażenie obcowania z filmem innym, z aspiracjami do bycia wybitnym.

Niestety, na aspiracjach się kończy. Mniej więcej w jednej trzeciej filmu powoli zaczynamy odkrywać banał i niespójności scenariusza, coraz bardziej nuży nas akcja, a żenująca wręcz gra głównych aktorów dobija ostatecznie ten nieudany eksperyment filmowy.

Co twórca chciał osiągnąć? To pytanie nie daje mi spokoju, od czasu obejrzenia tego filmu. Minął miesiąc (celowo nie pisałem recenzji na gorąco, żeby nieco ochłonąć i dać Slumdogowi drugą szansę) a ja nadal nie jestem pewien. Nie jest to dramat. Dramatyzm rozłazi się po kilkunastu minutach trzymających w napięciu, głównie tych z udziałem młodszej wersji aktorów (dla których wielke brawa! -- to dzięki nim ten film nie otarł się o dno). Nie jest to komedia ani pastisz (choć niektóre sceny mogą wskazywac na to ostatnie). Nie jest to też zgrabne połączenie tych trzech gatunków. Boyle zaserwował nam stylizowaną na Bollywood superprodukcję, nie posiadającą jednak ani wdzięku hinduskiego kina (jak stworzone również w ramach międzynarodowej koprodukcji Monsunowe Wesele) ani autentyczności jego wcześniejszych produkcji (Trainspotting, 28 dni później...). Dostaliśmy chicken tikka masala przygotowane przez brytyjskiego kucharza. Ani to smaczne, ani egzotyczne. Po prostu jadalne.

Dla widzów niewymagających wiele od kina może to być nawet niezła rozrywka. Podobnie jak dla kogoś kto nie był nigdy we Włoszech, Pizza Hut może wydawać się całkiem niezłą restauracją. Jest szybka akcja, od strony formalnej też wiele nie można zarzucić. Film zrealizowany jest z porządnym rozmachem i samo to może niektórych zachwycić.
Ale mnie nie potrafiło. Nie uwierzyłem w wielkie uczucie łączące Jamala z ukochaną. Nie wierzę w jej wielką przemianę z usługującej mafiozom prawie prostytutki, bez własnego zdania, popychanej przez życie przez wiejący wiatr, to w jedną to w drugą stronę, w oddaną i wypełnioną wzniosłym uczuciem kobietę. Jeszcze śmieszniejsza wydaje się postawa brata Jamala. Jego decyzji i działań zupełnie nie zrozumiałem, tym razem nie przez kiepskie aktorstwo (chociaż to też), głównie jednak z powodu niedostatków scenariusza, który prezentuje go na przemian jako zimnego drania myślącego tylko o władzy i pieniądzach oraz jako bohatera tragicznego, gotowego oddać życie w imię wyższych wartości.

Obrońcy tego filmu powiedzą zapewne -- ale przecież to jest baśń... tego nie należy traktować dosłownie... przecież reżyser sam puszcza oko do widza w końcowej scenia tańca, która ma się do reszty filmu jak pięść do wspomnianego oka! A wszechobecny kicz jest zapewne celowym chwytem podkreślającym umowność całej sytuacji.

Być może. Moim zdaniem jednak Slumdog Millionaire to nic więcej jak Danny Boyle'a wielki skok na kasę. Film bezsensowny, niepotrzebny, który możnaby wrzucić do jednego worka z Mission Impossible, gdyby nie fakt w tym drugim filmie aktorzy próbowali chociaż grać.

A Oskary... spuśćmy może na nie zasłonę milczenia...

Zwiastun:

Początek filmu jest faktycznie dobry,ale potem jest tak wiele zbiegów okoliczności łączących kolejne sceny,że oglądałem już bez zaangażowania.Jakoś nie specjalnie interesowało mnie jak film się skończy,a skończyło się przewidywalnie, aż do bólu.Takie niesamowite zbiegi okoliczności można pokazać o niebo lepiej,jak to było w genialnej Amelii.Ale tam mieliśmy magię kina,a tutaj nie.Aktorsko to poziom bollywood,ale tego się można było spodziewać.Szkoda,że na koniec dostajemy jeszcze w głowę mammamijowatymi klimatami co ostatecznie uświadomiło mi,że ten film wybitny nie był.

Po pierwsze "Monsunowe wesele" to nie Bollywood.
Po drugie Pizza Hut jest o niebo lepsze niż włoskie schifosy, ale de gustibus. Po trzecie

"Dla widzów niewymagających wiele od kina"
"Danny Boyle'a wielki skok na kasę"

Gdzie (i czy w ogóle) Wy macie jakąś korektę??

"Po pierwsze "Monsunowe wesele" to nie Bollywood."
Racja, sprawdziłem i to międzynarodowa koprodukcja, ale z udziałem z Indii. Poprawiłem w recenzji.

Korekty nie ma, Filmastera można określić zbiorowym blogiem. Każdy autor jest odpowiedzialny za to co pisze. A literówki najlepiej zgłaszać na priwa, komentarze zostawiając na merytoryczną dyskusję.

"Dla widzów niewymagających wiele od kina" --> to zdanie jest akurat jak najbardziej poprawne. Czepiasz się.

Oj, ale Ty od razu zakładasz, że jak ktoś lubi "Slumdoga" i Pizza Hut to już, niewymagający. A co z potrzebą chwili?
Nie chcę, żeby mnie wykwintne jedzenie w podniebienie pieściło, tylko, żebym miała szybko pełno i ciepło w brzuchu jak jestem na mieście. Przy pełnej świadomości, że to proste ciacho z dodatkami.
Nigdy nigdzie nie czytałam, że "Slumdog" ma być z założenia wybitny i wstrząsający- miało być o miłości i o takich tam, i było. Dlatego nie dałam się wrobić w nastrój pierwszych scen i dlatego byłam w sumie pozytywnie zaskoczona, bo spodziewałam się czegoś dużo, dużo gorszego, o czym już wielokrotnie chyba pisałam.;-) Bo u Ciebie rozbija się chyba głównie o to rozczarowanie ciągle.
I to chyba ostatni raz kiedy staję w obronie "Slumdoga", bo naprawdę nie jestem fanką, też nie uważam, żeby machnął te wszystkie nagrody szczególnie zasłużenie, uważam go za średniaka i ot, można obejrzeć sobie raz w życiu z nastawieniem, że będzie cukierkowo i kolorowo. Np. przy pizzy.

A poza tym pamiętaj, że jest kryzys, i że bardzo prawdopodobne, że na takie słodkie, dobrze kończące się, naciągane filmy mogą być zwyczajnie komuś potrzebne. Ot.

Jasne, świetnie rozumiem, że takie filmy mogą być komuś potrzebne, sam czasem je oglądam, dla odmóżdżenia. Podobnie jak komedie romantyczne z Meg Ryan czy filmy ze Stevenem Seagalem. Ale to jeszcze nie powód, żeby obsypywać te filmy nagrodami, bo wtedy czuję się naprawdę jakby nagrodę za najlepszą restaurację w Mediolanie dostała Pizza Hut.

I nie mam nic przeciwko Pizzy Hut, też tam czasem jadam z braku laku.

W radiowej Dwójce rozmawiają właśnie o "Slumdogu". Mówią bardzo konkretnie i uczciwie jak dotąd, więc jeśli ktoś jeszcze filmu nie oglądał, to zachęcam do natychmiastowego włączenia radia.

Może napisz krótką recenzję audycji jak się zakończy dla tych co przeoczyli.

Ale, że gdzie? Tu? U siebie na blogu? Poza tym jestem chyba wyjątkowo mierna w te klocki i nie wiem, czy wyjdzie coś konkretnego, postarać się zawsze mogę.;-) Ogólnie ciągle mnie zaskakuje, jak ogromne kontrowersje ten film wywołuje. I ta skala opinii- od skrajnie negatywnych po euforycznie pozytywne.

A ja uważam, że film nie był taki tragiczny. Historia wyjątkowo naciągana ale kino to też rozrywka! Może właśnie dobry początek zmusza do myślenia o nim jak o kinie ambitniejszym i dlatego tyle rozczarowań podczas dalszej części seansu?

Dokładnie. Początek nastawia widza, że ma on do czynienia nie tylko z ładnymi zdjęciami i zgdabną narracją, ale również z prawdziwą ludzką historią. Po pewnym czasie jednak realizm wyparowywuje i oglądamy już tylko fajnie zmontowane sceny, a ucieka gdzieś koncentracja na postaciach i ich przeżyciach. Im dalej w las tym gorsze też aktorstwo i tym bardziej naciągany scenariusz, co również utrudnia nam przejęcia się losem bohaterów. Kończy się już zupełnie nierealnie, co nie byłoby wadą, gdyby cały film miał taki klimat, ale razi gdy patrzymy na Slumdoga jako na całość.

Ogólnie temu filmowi zabrakło IMHO spójności w opowiedzeniu historii. Wygląda to tak, jakby dwóch reżyserów nie mogło dojść do porozumienia i każdy próbował nakręcić swój film w inny sposób. Tyle że reżyser był jeden -- Boyle -- a film po prostu się mu się rozlazł.

Hej, z tym "Human Traffic" to nie do końca prawda - reżyserem jest niejaki Justin Kerrigan (http://www.imdb.com/title/tt0188674/), może to i dobrze... Już lepiej było wspomnieć W stronę słońca (Sunshine), bo to w sumie też dość udany film Boyle'a.
A co do "Milionera ze slumsów" (szkoda, że dystrybutor nie dał polskiego, na przykład takiego tytułu..), to ja akurat byłem pozytywnie zaskoczony.
Dla mnie ten film to przede wszystkim wirtuozeria montażu, no i bardzo zgrabne (tak tak) połączenie dwóch -woodów, która dało nową wartość. Co jednak ważniejsze: dla mnie w tym filmie bajka wcale nie kłóci się z realizmem...

michuk, ale zauważyłeś, że boyle wprowadził mocne bollywood dopiero po tym jak główny bohater mówi do turystów coś w stylu "chcieliście zobaczyć prawdziwe indie? no to macie"? wciąż czekam na jeden argument (nie podobał mi sie - to nie jest argument), który nie byłby zbijalny jednym oczywistym faktem na temat produkcji. choć, musze przyznać, mam nawet niezły ubaw :)

no i smieszne też jest, że boyle i human traffic. a co on tam robił, przechadzał się po planie?

Nie wiem skąd mi się wziął ten Human Traffic -- wywaliłem. Chociaż gdyby to zrobił Boyle, to byłby jego najlepszy film :)

A odnośnie argumentów -- wydaje mi się, że podałem ich trochę. Nie oczekuj niezaprzeczalnych faktów -- przecież dyskutujemy o opiniach na temat jakiejś tam sztuki. Tu są wrażenia a nie fakty. To co ja uznam naciąganym scenariuszem i miernym aktorstwem ty możesz uznać zgrabnym połączeniem gatunków i wirtuozerią. I nikt z nas nie ma racji. I to jest piękne :)

Napisałem co myślę o samym zakończeniu Slumdoga tu

http://zarchiwumxmuzy.blogspot.com/

zapraszam, a nawet zapraszam serdecznie- rozdaję ciasteczka

Ładnie napisane. Czemu nie jako notka na FM, hę? :)
Ale gratuluję oczywiście z okazji założenia bloga. Tylko ciasteczka nie dostałem (a sprawdziłem w Preferences->Show Cookies).

Nie zgadzam się w sumie tylko z jednym -- w tym filmie kciuki trzymałem za głównego bohatera dopóki był małym chłopcem. Od mniej więcej 1/3 filmu było mi wszystko jedno jak się to wszystko skończy, a film nie trzymał mnie już zupełnie w napięciu. Myślę, że wynika to z tego, że jestem wyczulony na kiepską grę aktorską. Nawet Winslet w drugiej części Lektora mnie drażniła.

Czemu ta opinia to nie komentarz na blogu?:) Na FM postanowiłem wrzucać mniej więcej co drugi tekst, przywiązałem się do tego portalu.

Jeśli chodzi o sam omawiany problem- pojawił się kolejny głos w dyskusji, mam nadzieje, ze niedługo wyjdzie z cienia.

Co do ciasteczka- sprawdź w szafce z czystymi naczyniami, zwykle tam lądują...

Ha! Faktycznie było w szafce z naczyniami? Tylko... czemu keks? Przecież pisałem, że wolę makowiec!

Wiecie co ? Obejrzałam i doskonale zdaję sobie sprawę, że za jakiś czas ten film całkowicie opuści moją pamięć. Początek wyzwalał we mnie emocje, to jasne, tak był prowadzony, dzieci, zagrożenie, tempo akcji, problemy społeczne. Ciąg dalszy rozmywał zainteresowanie, pytania zaczynały mi dzwonić w głowie, nawet nad szczegółami, na przykład w jaki sposób Jamal, prosto z ulicy trafił do tego Call Center i chodzi w takiej eleganckiej koszuli ? Czepiam się, co ? Piszę tylko jakie były moje refleksje. Końcówka zirytowała - on widział ją od dzieciństwa trzykrotnie i mówi, że ją kocha ? Ona też go kocha i ryzykuje życiem, żeby z nim uciec ? Co to jest, Królewna Śnieżka ? Co to za bezsens, żeby nagradzać Oscarami takie produkcje ?? W tym roku nominacje dotknęły też na przykład "The Visitor", choć nie w najważniejszej kategorii. To też jest film, w którym spotykają się kultury, też porusza ważne społeczne zagadnienie, (żeby nie było, mam na myśli pierwszą część "Slumdoga"), ma dobre zdjęcia, świetną grę aktorską, doskonały scenariusz. Wywołuje w widzu gorzkie refleksje, zostaje w pamięci, ale też bawi i podnosi na duchu, a jednak ani razu nie ociera się o śmieszność i tandetę. Porównanie wypada szokująco. Jakkolwiek nie opisywać domniemanych zalet Slumdoga, (montaż, wspaniale, co jeszcze ??) dla mnie po prostu nie jest to film oscarowy i żenuje mnie, że powstał wokół niego cały ten medialny szum.
Zaczęłam od zapominania. Mam nadzieję, że nastąpi litościwie szybko.

Bolo, w notce pod filmem napisał, że Slumdog podoba mu się i już, oraz, że nie interesuje go, czy dostał mało, czy dużo Oscarów. To chyba na tym polega problem, ci, którym się film podobał, mają wrażenie, że czepiamy się nie wiedzieć czego. Dałam mu chyba 4, co oznacza, że nie jeden, ni dwa, ni zero :), ale czepiam się głównie zasadności chwały, jaka mu przypadła, oraz faktu, że Oscar bardzo tanio oddał się w tym roku...
Nagradzanie bajek dla dzieci także ma sens, o ile jest to bajka wybitna.

Tak, właśnie zauważyłem ocenę Bola. Oj ma szczęście, że nie zaimplementowaliśmy jeszcze komentarzy do krótkich recenzji :)

Głos żony z drugiego pokoju: "Dlaczego wszyscy się nabierają na tą telenowelę" -- dobre podsumowanie :)

Ale moremore -- masz rację. Gdyby nie nominacja, a potem zasypanie Oskarami, nikt by o tym filmie nie pisał. I to jest dość smutne.

EDIT: Odpowiedź wyszła przydługa, więc przekleiłem tu: http://bolo.filmaster.pl/notka/slumdog-fajny-film/

Bzdura. Film natrafia na właściwy grunt, gotowy problem, który w momencie wypiera poprzednie, mniej atrakcyjne tematy. To było pewne, że pierwszy poważny niebollywoodzki film o Indiach lub z Indii znajdzie swoich odbiorców. Boyle trafił w dziesiątkę, jako pierwszy nakręcił przyzwoitą produkcję i zgarnął swój milion. Przez kolejny rok Indie mają szansę zostać stolicą filmowców, przynajmniej na jakiś czas.

No, nie przesadzajmy, to nie jest pierwszy poważny film o Indiach. Są choćby "Przeznaczone do burdelu" (świetny dokument, był swego czasu w kinach nawet w Polsce), stare już (z 1988) "Salaam Bombay", "Miasto radości" też raczej z poważniejszych, czy indyjskie "Pan i pani Iyer" poruszające kwestie zamieszek na tle religijnym. To tak "z biegu". Jasne, że nie były tak głośne. Ale to dowodzi, że nie tylko sam temat sprawił, że film tak "zawojował" świat. Ja się nie upieram, że to też jakość filmu, bo na razie nie miałam okazji obejrzeć (ale będzie, wczoraj znalazłam zapowiedź w kinie:) Pewnie odpowiednia reklama, nazwisko reżysera.

Według Ciebie to jest poważny film o Indiach ? To, że Boyle w coś trafił, to oczywiście prawda, zastanawiam się tylko w co ? Nie rozumiem. Może odpowiedź jest prosta, za wiele wymagamy od Akademii, produkcja była jak mówisz, atrakcyjna, to ją wyłowiono. Problem zaś dlaczego nie wyłowiono Wrestlera albo Visitora to moje osobiste rozterki,
I pozdrawiam :)

Film to branża rozrywkowa. Akademia broni tego stanowiska. Odpowiedni moment do wyjścia z tematem to jak w fotografii uchwycenie krytycznego momentu. Za wcześnie, czy odrobinę za późno - film nie zdobędzie rozgłosu. Spełnić wszystkie wymagania to zrobić właściwą produkcję. Dołożyć coś ekstra i sukces gwarantowany.
Wrestler i Visitor zostały docenione na swój sposób. Czemu nikt nie stracił na ich punkcie głowy? Nie wiem. Może to prawda, że zachód się kończy. Wokół tego krążą tegoroczne filmy.

Dodaj komentarz