Żyła sobie baba

Data:
Ocena recenzenta: 8/10

Polska telewizja zapowiedziała podobno nowy film Smirnowa jako "antyrosyjskie dzieło sfinansowane przez rosyjski rząd". Łatwo można ulec złudzeniu, że reżyser krytykuje w swoim pierwszym po 30 latach filmie rosyjskie władze, zasłaniając się tylko metaforą caratu, a potem komunizmu. Naprawdę jednak to nie władza jest na celowniku Smirnowa, lecz zwykły człowiek. To Wy, Rosjanie - zdaje się mówić - zgotowaliście sobie taki, a nie inny los. I tylko wy możecie go odwrócić.

Film opowiada historię "Baby", zwykłej prawosławnej dziewczyny z bezimiennej rosyjskiej wsi. Nie za ładnej (patrz zdjęcie powyżej), ale też nie za brzydkiej. Może tylko nieco nieporadnej i naiwnej. Poprzez Babę i jej zmagania poznajemy skomplikowane relacje międzyludzkie panujące w wiosce, niepisane reguły, które definiują tę społeczność. Tu aby przeżyć należy się nie wychylać. Naczelną zasadą nie jest przyzwoitość, lecz ślepe posłuszeństwo tradycji i nie wybieganie przed szereg.
Symptomatyczna jest szczególnie scena nocy poślubnej, kiedy po nieudanej prokreacji, jedna z ciotek, w scenie, której nie zaaprobowałby @kw86, morduje koguta i plami jego krwią prześcieradło, wieszając je potem na wietrze. Wszystko, żeby zachować pozory normalności, żeby nie stwarzać najmniejszych powodów do plotek czy drwin sąsiadów.
A Baba łamie regułę za regułą. Zwykle przypadkiem, wbrew swojej woli, z powodu własnej nieporadności, bądź wrobiona przez innych, wplątuje się w dwuznaczne sytuacje, z których nawet nie próbuje się wytłumaczyć. To wystarcza by została uznana za dziwaczkę, "czarownicę" i wkrótce stała się w wiosce persona non grata.

Perypetie Baby przeplatają się w filmie z wydarzeniami historycznymi. Końcówka caratu, wojna, rewolucja październikowa, walki rojalistów z komunistami (gubernia tambowska była bastionem sił walczących z komunistami i mieszkańców tego regionu spotkały masowe represje), wszystkie te wydarzenia odciskają piętno na mieszkańcach wioski i wzmagają jeszcze bardziej najgorsze cechy, jakie wychodzą w takich czasach z ludzi: egoizm, podłość, skłonność do sadyzmu.

Dzieło Smirnowa jest filmem kompletnym. Trudno się dziwić, skoro jego struktura powstawała w głowie reżysera przez blisko dziesięć lat. Swój ostatni film Smirnow stworzył w 1974 roku. Po świetnej Jesieni reżyser stał się -- niczym Baba -- persona non grata rosyjskiego światku filmowego. Milczał przez prawie 40 lat, by odrodzić się już w nowym wieku, pokazując film monumentalny, z ambicją bycia sumieniem narodu.

"Żyła sobie baba" nie jest ani antykomunistyczna ani antyrosyjska, nie jest też żydomasońskim lub faszystowskim ciosem w naród, jak chciała tego część radykalnych środowisk zza Buga. To po prostu prawdziwy film o Rosji czasu przełomu, prawdziwy prawdziwością "Róży" Smarzowskiego. To prawda nieprzyjemna, irytująca, bo ujawniająca podłość i zakłamanie -- cechy, których żaden Rosjanin nie chciałby widzieć jako narodowe. Ale to prawda potrzebna. Rosji niezbędne jest zbiorowe katharsis, a Smirnow nie kryje, że chciałby je swoim filmem wywołać. Wątpliwe jednak czy mu się to uda, zwłaszcza, że jak ujął to sam reżyser "film jest w Rosji bardzo popularny... w małych salach kin artystycznych [...] a to film wielkiego formatu, powinien być grany w wielkich salach, na wielkich ekranach, dla wielu setek ludzi". Niezbyt to skromne, ale za to bardzo rosyjskie :)

Obejrzano na festiwalu 5. Sputnik nad Polską 2011 pod patronatem Filmaster.pl.
Sputnik nad Polską 2011

Zwiastun:

Ależ mi smaku narobiłeś. Szkoda, że nie bardzo mogę się na to wybrać. :/ A recka bardzo fajna. Nie jest patetyczna, dobrze się czyta, nie zdradza zbyt wiele i pobudza apetyt. Takie lubię. :)

wybiore sie

Dodaj komentarz