michuk

napisał o Milczące dusze

Obawiałem się tego filmu, zupełnie niesłusznie. Fiedorczenko z gracją łączy temat umierania pamięci o kulturze z umieraniem czysto fizycznym -- ukochanej osoby. Morał -- kultury przemijają (co jest smutne, ale takie jest życie), ale miłość trwa wiecznie. Banał? Banał. Ale z klimatem.

Przede wszystkim na sali bylo tak upiornie goroąco, że musiałem co chwila rozpinać kolejne guziki od koszuli, na szczęcie mnie nikt nie wyprowadził za sianie zgorszenia.
A ja znowu powiem tak, ten film miał świetne momenty, ale raczej rozczarowuje. Może właśnie bardziej stroną realizacyjną niż pomysłem, który uważam za rewelacyjny. Informacje troszkę zbyt enigmatycznie podane. Lubię kino poetyckie, zamglone i nastrojowe, ale zabrakło mi większego wciągnięcia w świat filmu, w bardziiej zmysłowe obcowaniu z ekranem, a to są pewne zaklęcia realizacyjne... dźwięki i obrazy nie miały tej magii przeniesienia mnie w inną rzeczywistość. Spodziewałem się, że ten film będzie jeszcze bardziej hipnotyczny. A może było za gorąco, albo zbyt dużo ludzi...
Ten film powienien być baletem, ten film powinien wyreżyserować Theo Angelopoulos.

O tak, był striptiz na sali.

Momenty też były.

Ja spodziewałem się (być może zmylony opisem) filmu kompletnie baśniowego, bez odwołań do rzeczywistości. Ale taka była po prostu wizja reżysera i dałem się wciągnąć w jego świat, mimo przeszkadzajek w postaci brutalnych elementów przypominających o rzeczywistości (samochód, fabryka).

Podobał mi się też pomysł, żeby pokazać nieistniejące zwyczaje jako prawdziwe. To podkreśla fakt, że nic nie wiemy o tym ludzie, z którego wywodzi się wielu dzisiejszych Rosjan. Nie zdziwiłbym się nawet gdyby ten lud również został wymyślony -- zupełnie nie zmieniłoby to odbioru filmu.