michuk

napisał o Kapryśna chmura

Tsai Ming-liang poszedł na całego tworząc pierwszy oficjalny porno-musical. Przyglądamy się więc produkcji (można tak to nazwać) filmu dla dorosłych przez pryzmat jednego z aktorów i niezwiązanej z tym biznesem dziewczyny, (platonicznej?) miłości głównego bohatera. Film ocieka seksualnością, ale o dziwo, nie w momentach, w których można się tego spodziewać. Piękne zdjęcia i zaskakująco dobrana ścieżka dźwiękowa sprawiają, że trudno przejść obok tego dzieła obojętnie...

Nie powiedziałbym, żeby "platoniczna" miłość była niezwiązana z pracą głównego bohatera. Przecież chyba jednym z najistotniejszych wątków tego filmu jest nieumiejętność okazywania sobie uczuć. Bohater jest gwiazdą filmów porno, ale w życiu osobistym jest nieśmiały i zagubiony. Jak okaże swoją "miłość", widzimy w szokującej (ale logicznej w kontekście całego filmu!) końcowej scenie.

"[...]jego niezwiązanej z tym biznesem (platonicznej?) miłości" -- być może niejasno się wyraziłem, po prostu chodziło mi o tę dziewczynę :)
Poprawiłem recenzję, żeby było bardziej po polsku.

A co do interpretacji, pełna zgoda.

Bardzo fajna, rozbudowana interpretacja formalna tej sceny jest tu (uwaga na spojler - jest tam animowana sekwencja kilkudziesięciu wybranych klatek z tej sceny!):

http://www.rouge.com.au/rougerouge/wayward.html

Jak sam tytuł wskazuje ("The 400 Blow Jobs"), nawiązuje też nieco do historii kina, a dosłownie do "400 batów" Truffauta (http://filmaster.pl/film/les-quatre-cents-coups/, ang. "The 400 Blows").